Na kłopoty herbata
Zgrzyta klucz w zamku. Drzwi otwierają się z jękiem. W progu staje kobieta. Zgarbiona, z czerwonymi policzkami i zamglonym spojrzeniem. Kładzie na szafce skórzaną torebkę, poplamiony płaszcz rzuca na wieszak. Z ciężkim westchnieniem siada na stołku i powoli zdejmuje kozaki.
– O! Jesteś! Właśnie robię herbatę – głos męża przebija się przez gwizd czajnika i brzęk porcelany. – Ciężki dzień?
– Mhm – mruczy w odpowiedzi i wstaje ze stołka.
W salonie zapada się w głębokim fotelu, otula miękkim kocem. Kiedy mąż stawia na stole herbatę, sięga po swoją filiżankę. Zamyka oczy, bierze głęboki wdech i zapach cytryny dociera do jej nosa. Czuje, jak powoli schodzi z niej napięcie. Bierze łyk gorącego naparu i przez chwilę delektuje się jego smakiem. Przyjemne ciepło rozpełza się po całym ciele.
Otwiera oczy i napotyka pełen troski wzrok męża.
– Co cię tak zmordowało? – pyta on znad swojej filiżanki. – Opowiadaj!
Więc zaczyna opowiadać. O zamieszaniu w kolejce do lekarza, gdzie miała umówioną wizytę na 11:00. I pięć innych osób też.
O autobusie, który uciekł jej sprzed nosa. A następny spóźnił się 20 minut i był tak zatłoczony, że się do niego nie zmieściła. I musiała czekać na kolejny.
O nieuprzejmym kierowcy, który na pełnym gazie wjechał w kałużę i wzniecił brudną falę, która zalała przystanek autobusowy. I jej nowy płaszcz…
On z uwagą słucha jej opowieści. I jest z nią w tej kolejce do lekarza. I spóźnia się z nią na autobus. I czuje, jak brudna woda ochlapuje mu płaszcz.
A ona z każdym wyrzucanym z siebie słowem, staje się lżejsza i spokojniejsza. I kiedy znad swojej filiżanki patrzy na męża, w kącikach jej oczu pojawiają się drobne zmarszczki.
– Jak dobrze, że tu jesteś – bierze go za rękę. – Dziękuję.
Tak mało, a tak dużo
W ciągu dnia miewamy lepsze i gorsze chwile. Czasami tak złe, że przygniatają nas do ziemi. A czasami tak dobre, że mamy ochotę skakać i tańczyć. Przepełniają nas emocje i ogromna chęć, by komuś o tym powiedzieć. Komuś bliskiemu. Komuś dla nas ważnemu. I kiedy tak dzielimy się swoimi myślami, uczuciami i przeżyciami, stajemy się sobie jeszcze bliżsi.
Bo do bliskości naprawdę nie potrzeba dużo – dwoje ludzi, uwaga i zrozumienie. I może jeszcze herbata.
Tak mało, a ile znaczy.
Najmilszy moment dnia
Herbaciarkę „Kotów pięć” zrobiłam dla Uli i Jurka, by przy wieczornej filiżance herbaty dzielili się ze sobą tym, co ich cieszy, wzrusza i smuci. I miło ze sobą spędzali czas.
0 komentarzy