Gwiazdkowe dylematy

Kilka lat temu z uwagi na gorszą sytuację finansową postanowiliśmy w rodzinie, że prezenty na Święta Bożego Narodzenia kupimy tylko dla dzieci. Nikt specjalnie nie protestował, bo wcześniej i tak często mieliśmy problem z prezentami dla dorosłych członków rodziny. Kończyło się zazwyczaj na tym, że dzwoniliśmy do siebie nawzajem z najgorszym chyba pytaniem świata: „Co chcesz dostać pod choinkę?”. Ewentualnie kupowaliśmy coś, co wydawało nam się fajne, ale potem po minie obdarowanego było widać, że jednak nie do końca… Oczywiście zdarzały się też prezenty trafione w dziesiątkę, ale to temat na inną opowieść.

Ten zwyczaj obdarowywania wyłącznie dzieci utrzymał się u nas kilka lat, aż w końcu jeden z moich braci się zbuntował. Stwierdził, że to niesprawiedliwe! Niesprawiedliwe, bo dzieci dostają prezenty, chociaż były niegrzeczne. A my – chociaż grzeczni – nie dostajemy nic. Co racja, to racja. Wróciliśmy więc do tradycji „prezent dla każdego” i do dylematów, co tu komu dać w prezencie… No właśnie, a co podarować Małgosi, która ma wszystko i nie potrzebuje nic?

Praktyczny prezent

Jestem zwolenniczką prezentów praktycznych. A jeszcze bardziej takich, które dostarczają emocji. Bilet do teatru na fajną komedię. Voucher na niezapomniany lot w tunelu aerodynamicznym. Zaproszenie na kolację w ciemności. Wypróbowane, sprawdza się doskonale. Ale jest pandemia, wszystko zamknięte, nic nie działa, trzeba wymyślić coś innego. Coś praktycznego. Zatem myślę.

Siedzę wieczorem w wannie, bo w wannie myśli mi się najlepiej. I niczym Archimedes zastanawiam się, co lubi Małgosia. W końcu przychodzi olśnienie, a ja wyskakuję z wanny z okrzykiem „Herbata!”. No dobra, nie wyskoczyłam z wanny, taka zwinna to ja nie jestem. Ale pomysł na prezent mam. Zestaw różnych gatunków herbaty, ale nie w byle jakim kartonowym pudełku, tylko w pięknej, własnoręcznie zrobionej herbaciarce.

Od myśli do czynu

Następnego dnia zabrałam się do pracy, a właściwie do zamawiania materiałów. W moim ulubionym sklepie znalazłam piękny papier ryżowy: filiżanka z delikatnej porcelany, dzbanek z kwiatami, zegar w tle. Godzina na zegarze – za piętnaście piąta, pora w sam raz na herbatę. A papier w sam raz na dużą herbaciarkę.

Później zaś w Internecie znalazłam taką myśl: „Nie istnieje żaden na tyle poważny problem, którego nie dałoby się załagodzić filiżanką dobrej herbaty.” Zrobiło mi się jakoś tak nostalgicznie i pomyślałam, że to powinna być bardzo stara herbaciarka. Taka wysłużona, która była świadkiem niejednej rozmowy. I że brakuje tu już tylko starych koronek.

I powiem Wam, że jak nigdy w swoim życiu nie mogłam się doczekać rozpakowywania prezentów.

A Małgosia? Zaskoczona i bardzo zadowolona. I nie myślcie sobie, że herbaciarka wylądowała gdzieś na dnie szafy. Nie. Poobiednia herbatka u Małgosi zmieniła się w rytuał. Herbaciarka krąży przy stole z rąk do rąk. I każdy wybiera smak herbaty, na jaki ma dziś ochotę. A w tle toczą się rozmowy…


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *